Specjaliści o naszej komunikacji miejskiej. „Kielce, jeśli chodzi o transport publiczny, to dramat”

Ogólnopolska, znana gazeta Newsweek opublikowała ciekawy materiał dotyczy walki między osobówkami i transportem publicznym.

Marcin Marczak, dziennikarz gazety Newsweek rozmawiał z dr Michałem Beim, specjalistą w dziedzinie komunikacji z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

Da się zmienić wszystko

Dr Michał Beim: „My kształtujemy miasta a miasta kształtują nas”. Chodzi o to, że skala odejścia od samochodu tak naprawdę zależy od oferty alternatywnej, jak i planowania przestrzennego. Są bowiem miasta, gdzie bez samochodu żyje się naprawdę ciężko. Choćby zaprowadzić dziecko do szkoły: Chodniki są w złym stanie i po drodze maluch może zwichnąć nogę, nie da się przejechać rowerem bo błoto, a z drogi jeszcze chlapią samochody, w dodatku ryzyko potrącenia jest byt wysokie. Z kolei w komunikacji miejskiej nie jest bezpiecznie. Przecież w takiej sytuacji rodzic nie zrezygnuje z wożenia dziecka samochodem. Można jednak zaobserwować zjawisko odwrotne. To znaczy ulica, która dawniej była zapuszczona po remoncie i zmianie proporcji chodników i ścieżek rowerowych w stosunku do jezdni staje się centrum życia w okolicy, gdzie samochodów jest owszem mniej, ale ludzi więcej.

Kielce jak Detroit – i trzeba płakać…

Dr Michał Beim: Sytuacja w polskich miastach jest bardzo zróżnicowana. Przykładowo Olsztyn można uznać za prymusa rozwoju oferty alternatywnej dla samochodu. Na plus wyróżnia się także Lublin. Na drugim biegunie są z kolei Białystok i KielceKielce, jeśli chodzi o transport publiczny to dramat. Szeroka sieć ulic, ekrany akustyczne, słaba oferta alternatywna dla samochodu sprawiają, że kierowcy będą traktowali Kielce trochę polskie Detroit, gdzie wszędzie jedzie się samochodem. Miasta egzystują w określonych warunkach budżetowych i przestrzennych. I w zasadzie żadnego na dłuższą metę nie stać na to, żeby dopłacać zarówno do sieci drogowej, jak i do transportu publicznego

Powyższe treści zostały przytoczone z gazety Newsweek na podstawie art. 29 pr. aut. Z pełną wersją artykułu można zapoznać się tutaj, do czego gorąco zachęcamy. 

Kielce potrzebują… remarszrutyzacji

Remarszrutyzacja – Co to takiego? Jest to stworzenie nowej siatki połączeń (układu) komunikacji miejskiej w Kielcach od podstaw, biorąc pod uwagę szczególnie czynniki takie jak: ruch drogowy, ruch pasażerski oraz opinie i uwagi pasażerów zebrane podczas szerokich konsultacji. Podstawą rozpoczęcia pracy nad remarszrutyzacją, jest aktualizacja obecnego planu transportowego i powołanie specjalnego zespołu złożonego ze specjalistów logistyki miejskiej i urzędników.

W skrócie: remarszrutyzacja to całkowita kasacja obecnego układu i postawienie komunikacji miejskiej od nowa, jakby nigdy nie istniała.

O potrzebie remarszrutyzacji mówi się od kilku lat. Oczywiście mówią o niej wszyscy, również specjaliści z innych miast, za wyjątkiem Zarządu Transportu Miejskiego, który problemów nie widzi.

Obecny system transportu publicznego w Kielcach jest niewydolny. Dlaczego?

Mamy za dużo autobusów, przez co kursują za rzadko. Na dzien dzisiejszy siatka połączeń składa się z blisko 70 linii autobusowych. Tylko kilka z nich (34, 35 i 46) kursuje z dobrą częstotliwością, za którą uznaje się interwał czasowy 10-15 minut. Pozostałe kursują co 30-40 minut, a nawet… co dwie godziny. Linii kręcą się bez celu po każdym zakątku miasta, podczas gdy wszędzie dąży się do „prostowania” tras i skrócenia do minimum czasu potrzebnego na dotarcie autobusem do celu.

Urzędnicy boją się dokonywać większych zmian, bo boją się buntu pasażerów, ale dlatego, że do każdej zmiany zabierają się od złej strony. Kto się nie zdenerwuje, gdy nagle ZTM opublikuje komunikat np.: od dnia 27.05 zmiana trasy linii nr 101. Nikt nie zapytał mieszkańców o opinie, nikt nie przeprowadził konsultacji, ani badań, więc mieszkańcy korzystający z tej linii – nawet kilka osób – się przeciwstawią. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby nie fakt, że nikt nie przedstawił pasażerom korzyści, jak pojawią się po prowadzeniu modyfikacji np.: większa częstotliwość poprzez skrócenie trasy czy możliwość przesiadki na inne często kursujące linie.

Zarząd Transportu Miejskiego w Kielcach, niestety, robi tylko to, co to dla nich wygodne. Przykład? Linia nocna N2. Tyle walki o samo uruchomienie linii, żeby ludzie mogli jakkolwiek wrócić do domów. Linia powstała, ale pasażerów było za mało i… została zawieszona. Oczywiście ZTM nie wpadł na to, że to jedyna linia, która w nocy obsługuje pewną część miasta i te „kilka” osób może bezpiecznie dotrzeć do domów. I tutaj zaczynają się schody. Jeżeli linią N2 jeździło za mało osób, to co z liniami np. 3 i 108? Ta pierwsza dziennie potrafi przewieźć kilka osób, a druga… druga jeździ z kierowcą. „Te linie pełnią ważne zadanie przewozowe, bo są jedynymi, które dojeżdżają w pewne miejsca” – słyszymy w ZTM. Dobrze, ale linia N2 również była jedyną jeżdżącą w nocy w pewne miejsca, w dzień można się jeszcze na siłę przesiadać i jakoś dotrzeć do celu, a w nocy? Możemy przesiąść się w TAXI.

Można by tak pisać w nieskończoność, ale jedno wysuwa się na myśl. W Kielcach nie będzie dobrze z komunikacją miejską, jeżeli nie przeprowadzi się gruntowanych zmian w siatce połączeń. Wszystkie linie trzeba niejako „usunąć” i postawić cały system od nowa. Zamiast 70 linii, może 30? Radom ma ich 25, a system komunikacji miejskiej jest na prawdę dobry. Linie kursują często, wszystkie w taktach, pasażerowie przesiadają się z jednej do drugiej i… nikt nie narzeka (no prawie nikt)

Najważniejsze jest to, że takie zmiany obowiązkowo muszą być poprzedzone konsultacjami i to nie mogą być konsultacje ograniczone do internetu. ZTM musi przeprowadzić spotkania w każdej dzielnicy Kielc, zaczynając od peryferii miasta, kończąc na ścisłym centrum. Tylko w ten sposób uda się stworzyć siatkę połączeń odpowiadającą pasażerom w 21 wieku.

Wspólnie z Marcinem Chłodnickim – Radnym miasta Kielce – zwróciliśmy się do Prezydenta miasta z interpelacją o przeprowadzenie remarszrutyzacji i optymalizacji obecnego układu komunikacji miejskiej.